Gorce 1999
Górskie obozy pobytowo-wędrowne dla dzieci, młodzieży i rodziców Terminy: 3.07-14.07.1999 r. i 13.07-24.07.1999 r. Z pierwszego turnusu Podania
Kiedy byłam na obozie w górach, to mieliśmy manewry nocne. Polegały one na tym, że były cztery grupy po pięć osób. W każdej był ktoś dorosły. Każdy zespół miał do przejścia inną trasę. To znaczy, że miał w nocy wejść na jakąś górę, przespać się w lesie i rano przyjść do miejsca, gdzie był punkt kontrolny. Tata i ja byliśmy w tym miejscu. Wyszliśmy z bazy około godziny dwudziestej, kiedy już się ściemniało. Gdy szliśmy na punkt kontrolny, było już ciemno i szliśmy przez las. Po drodze nabraliśmy wody ze strumienia. Prawie nic nie było widać. Patrzymy: coś się do nas zbliża. Przestraszyłam się, bo myślałam, że to niedźwiedź. Gdy mijaliśmy to coś, to zobaczyliśmy, że to koń, który ciągnął wóz. Śmialiśmy się z tatą. Gdy dotarliśmy na miejsce, musieliśmy rozkładać namiot po ciemku. Ja świeciłam tacie latarką, a tata rozkładał namiot. Mój tata obudził się wcześnie. Ja obudziłam się, jak były już trzy grupy. Na szczęście nie padało. Ugotowaliśmy herbatę i zrobiliśmy kanapki. Potem te grupy poszły do bazy, a ja z tatą zostaliśmy i czekaliśmy na następną grupę. Zaczęliśmy się pakować i składać namiot. Ja czyściłam szpilki i śledzie od namiotu. Gdy byliśmy już spakowani, przyszła ostatnia grupa. Oni poszli dalej pierwsi, a my zostaliśmy jeszcze trochę i poszliśmy na końcu. Miałam strasznie ciężki plecak. Gdy dotarliśmy do bazy, moja mama już czekała na nas. I to już koniec mojej przygody z niedźwiedziem. Myślę, że manewry były udane. Ola (Olsztyn)
Z drugiego turnusu Wyniki konkursu krajoznawczego
KomunikatFilm z imprezy powinien być przed zimą. Fotki |