Obozy wędrowne w Beskidzie Sądeckim i na Słowacji
Pierwszy turnus I dzień Wyjechaliśmy o 19.30 z Lublina pociągiem dwupiętrowym, potem była pierwsza przesiadka w Stalowej Woli. Czekaliśmy tam ok. 1.30 godziny, potem jechaliśmy aż do przesiadki w Tarnowie. Stamtąd pojechaliśmy do celu naszej podróży. Przez ten cały czas spałem może ze 2 godziny. Dzisiaj poznałem swoich kolegów z obozu. II dzień Przyjechaliśmy do Łomnicy Zdroju o 7.00. W schronisku byliśmy godzinę po przyjeździe. Przez cały dzień odpoczywaliśmy, graliśmy w ping-ponga i w nogę. III dzień Tego dnia miałem wachtę. Razem z kilkoma innymi osobami przygotowywaliśmy śniadanie i kolację. Po śniadaniu poszliśmy na wycieczkę, która trwała pięć i pół godziny. Na początku szliśmy strumieniem, potem lasem. Uważam, że z moją kondycją nie jest najgorzej. Doszliśmy na szczyt Parchowatka (1005 m). Potem zjedliśmy obiad, graliśmy w ping-ponga, a pod wieczór poszliśmy spać. IV dzień Mieliśmy iść na biwak na dwie noce, ale z powodu deszczu przełożyliśmy go na następny dzień. Jakby tego było mało, większa część osób zachorowała i właśnie oni mieli zostać następnego dnia. Na szczęście ja trzymałem się dobrze. Poszliśmy spać z nadzieją, że następnego dnia nie będzie padało. V dzień Wyszliśmy na biwak mimo brzydkiej pogody. Mieliśmy dotrzeć do bacówki pod Wierchomlą. Szliśmy cztery i pół godziny. Doszliśmy do schroniska cali mokrzy i brudni. Ale to nie był koniec, musieliśmy nazbierać drzewa i rozpalić w deszczu ognisko. Zrobiliśmy obiad na ognisku - dziwną potrawę z ryżu, rodzynków, orzeszków, konserwy i sera - a potem zjedliśmy wszystko z apetytem. Chociaż było mi żal tych, którzy zostali, było dość fajnie, bo szło nas tylko sześcioro. VI dzień Dzisiaj wracamy do Łomnicy. Uzgodniliśmy, że zejdziemy do pobliskiej wsi, a stamtąd do Łomnicy pojedziemy autobusem. Do autobusu prowadziłem ja, miałem mapę i kompas (o dziwo trafiliśmy). Podobała mi się rola przewodnika. Z przystanku wróciliśmy do Łomnicy i odpoczywaliśmy. VII dzień Dzisiaj mieliśmy w planie wycieczkę na Pisaną Halę. Zaczęliśmy wchodzić, po drodze nabraliśmy wody i napiliśmy się za pomocą rurki. Na szczycie zjedliśmy kanapki i jagody. Grupa podzieliła się na dwie części: jedna poszła krótszą drogą, a druga dłuższą. Ja byłem w drugiej. Na górze podziwialiśmy widoki. Po powrocie odpoczywaliśmy. VIII dzień Poszliśmy na drugi biwak. Część poszła górami a część pojechała pociągiem. Ja szedłem przez góry. Na szczęście tym razem była ładna pogoda. Podczas przystanku przeczytaliśmy legendę o tutejszym zamku i o duchu który w nim straszy. Kiedyśmy przyszli na pole biwakowe namioty były już rozbite. Zaraz po przyjściu jedna wycieczka poczęstowała nas kiełbaskami. Potem przyjechał jeden góral i zaczął nas wypędzać, posprzątaliśmy gałęzie, a wtedy on dał nam trochę spokoju. Wieczorem na karimatach i w śpiworach poszliśmy spać. IX dzień Dzisiaj poszliśmy na Radziejową (1262 m). To najwyższy szczyt w tych górach. Pogoda znowu dopisywała. Wróciliśmy do obozu zmęczeni, ale szczęśliwi, że zdobyliśmy kolejny szczyt. Na kolację był ryż z konserwą. X dzień Dzisiaj wracamy z biwaku. Rano złożyliśmy namiot, co z resztą zajęło nam sporo czasu. Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy w stronę pociągu. Po drodze oglądaliśmy traszki. Później poszliśmy do pociągu i pojechaliśmy do Łomnicy. Po odpoczynku poszliśmy na obiad. W nocy będziemy iść na manewry, ale najpierw musieliśmy napisać podania. XI dzień Wczoraj na manewry poszliśmy późnym wieczorem. Fajnie było tak iść po ciemku. Szliśmy z godzinę do chwili, kiedy znaleźliśmy dobre miejsce na nocleg. Rozbiliśmy tam namiot i poszliśmy spać. Rano wstaliśmy i zjedliśmy śniadanie, złożyliśmy namiot i poszliśmy w trasę. Znaleźliśmy punkt kontrolny w postaci starego samochodu. Weszliśmy na Kicarz, a potem poszliśmy do szkoły (czyli schroniska PTSM). Jutro rano wracamy do domu. Szkoda, że to już koniec. Chciałbym w przyszłym roku pojechać na podobny obóz. Paweł Zajączkowski (lat 12 i pół) z Kodeńca |